Ocalona

© Klaudia Zacharska

1.

Książka wysunęła się spomiędzy palców śpiącej kobiety i uderzyła w podłogę z głuchym stuknięciem.

Drgnęła i zamrugała, usiłując powrócić do rzeczywistości. Nie było to łatwe, zmęczenie po wielu nieprzespanych nocach spowalniało jej ruchy i reakcje, ale w końcu uniosła głowę. Czuła sztywność karku. Sen w pozycji siedzącej nigdy jej nie służył. 

Potarła twarz palcami. Przez krótką chwilę obserwowała blade gwiazdki, które tańczyły powoli na ścianach i suficie, posyłane tam przez stojącą na komodzie lampkę. Potem przeniosła wzrok na karuzelę nad łóżeczkiem i uśmiechnęła się na widok sześciu pluszowych ptaszków, które były zawsze pierwszym, co po przebudzeniu widziała jej córeczka.

Westchnęła przepełniona falą ciepła na myśl o dziecku. Maleńka często grymasiła, szczególnie nocą, ale była warta każdej nieprzespanej minuty i każdego przerwanego posiłku.

A jeśli o posiłkach mowa… Poczuła ściskanie w żołądku i pomyślała, że skoro jej córeczka wciąż śpi, to może być dobra okazja, by coś zjeść.

Pochyliła się, podniosła książkę, którą czytała, nim zapadła w drzemkę, i odłożyła ją na stolik. Następnie wstała z fotela i uśmiechnęła się do leżącego w łóżeczku niemowlęcia. Usta dziewczynki były rozchylone, powieki zamknięte. Wyglądała jak aniołek.

Wreszcie kobieta oderwała wzrok od dziecka i ruszyła do drzwi. Zatrzymała się jednak, gdy tylko przekroczyła próg sypialni. Poczuła nagle, że coś jest nie tak. Włoski na jej karku stanęły dęba, a dłonie pokryły się wilgotnym potem. Nie wiedziała dlaczego, nie działo się nic alarmującego, a jednak poczuła, jak jej serce zaczyna pękać. Jak kruszy się, pulsując boleśnie. Jej gardło zacisnęło się, nie była w stanie zaczerpnąć tchu. Zachwiała się i chwyciła futryny.

Odwróciła się jak zahipnotyzowana. Dokoła niej panowała absolutna cisza, słyszała wyłącznie głuchy łoskot swojego serca. I nic więcej, bo od kilku sekund wstrzymywała nawet oddech.

Oddech…

Dotarło do niej, czego nie słyszy, i wpadła do pokoju dziecięcego. Drżącymi dłońmi sięgnęła po leżące w łóżeczku niemowlę, z jej gardła wydobył się stłumiony szloch. Dziecko nie zareagowało, nie obudziło się. Rączki zwiesiły się bezwładnie, gdy kobieta przycisnęła córeczkę do piersi, w panice nawołując ją po imieniu. Potrząsała drobnym ciałkiem coraz gwałtowniej, przysunęła policzek do maleńkiego noska, potem ułożyła dziecko na dywanie i przycisnęła ucho do jego klatki piersiowej. Krzyknęła przeszywająco, czując, jak rozpada się na kawałeczki. Z trudem, ale zdołała przypomnieć sobie zasady pierwszej pomocy dla niemowląt, których uczyła się parę miesięcy temu; zaczęła uciskać nieruchomą pierś dwoma palcami, niezdarnie, bo jej ręce dygotały coraz gwałtowniej. Z jej ust wyrwał się kolejny wrzask, nie wiedziała już, co krzyczy. Imię córeczki przeplatało się z modlitwami, z przekleństwami i rozpaczliwym, panicznym zaprzeczaniem. Nic nie skutkowało, ale nie przestawała – również wtedy, gdy za jej plecami zadudniły kroki. Ktoś pojawił się u jej boku, odepchnął jej dłonie od dziewczynki i poderwał dziecko z ziemi.

W chwili, gdy odebrano jej córkę, kobieta zgarbiła się i skurczyła. Jej barki unosiły się spazmatycznie, oddech świszczał i piekł w gardło, z oczu wciąż płynęły gorące łzy – ale ręce opadły nieruchomo. Klatka piersiowa wibrowała nieprzyjemnie. Poczuła, że odrywa się od ciała, że traci kontakt z rzeczywistością. Zapomniała swoje imię, przestało mieć znaczenie. Nie miała imienia, nie miała duszy. Nie miała znaczenia, bo wszystko, czym kiedykolwiek była, czym kiedykolwiek mogła się stać – wszystko odeszło wraz z oddechem jej córeczki.

Z gardła kobiety wydobył się przeszywający skowyt.

*****

2.

Mężczyzna, który otworzył drzwi, był niecodziennie wysoki. Musiał mieć prawie dwa metry wzrostu, a wyprostowana sylwetka dodatkowo potęgowała efekt. 

Lśniące jasnością oczy omiotły ponure pomieszczenie. Przesunęły się po szarych betonowych ścianach, wilgotnej plamie w jednym z kątów i nieheblowanych deskach sufitu. Spomiędzy nich zwieszał się kabel zakończony nagą żarówką.

Na mnie nie patrzył. Zachowywał się, jakby pod przeciwległą ścianą znajdowało się coś odrażającego i pilnował, by nie zwracać na to coś uwagi. Zamiast tego zerknął na grubą księgę, którą trzymał, przełożył ją z ręki do ręki i przekroczył próg.

Jego buty zaskrzypiały na kamiennej podłodze. Przystanął po chwili, bokiem do mnie, i zaczął kartkować wolumin. Pożółkłe palce przerzucały strony, a pomarszczona twarz o pergaminowej cerze pochyliła się.

Walczył ze sobą, widziałam to. Część niego miała ochotę zerknąć ku mnie, była ciekawa, jak teraz wyglądam – ale się pilnował. Wyglądało na to, że ulegnięcie pokusie byłoby okazaniem słabości.

Ja nie odrywałam od niego spojrzenia. Pomimo szczypania w oczach i niewygodnej pozycji wwiercałam się wzrokiem w jego wysoką, chudą postać, licząc, że go to onieśmieli. Że podkopię jego pewność siebie, chociaż jasne było, że z nas dwojga to on ma jej więcej.

Drzwi pozostały otwarte. Czyżby ktoś miał dołączyć? Prawdopodobnie, chociaż jak na razie byliśmy w pomieszczeniu tylko we dwoje. Ubrany w czerń starzec oraz ja: w cienkiej, brunatnej sukience, która nie chroniła przed panującym w piwnicy chłodem. Drżałam, ale nie mogłam nawet zwinąć się w kłębek, by choć trochę się ogrzać. Nie byłam w stanie zmienić pozycji, bo moje ręce rozciągnięto na boki i skrępowano dość cienkim sznurem, który wrzynał się bezlitośnie w skórę. Już w tej chwili na nadgarstkach miałam brzydkie otarcia, a spodziewałam się, że nim noc się zakończy, spod splotów popłynie krew.

Linki przymocowano do metalowej ramy łóżka, na którym leżałam. Na gołym materacu; nie miałam poduszki czy koca, nie miałam nic. W tym pomieszczeniu do niedawna znajdowało się trochę starych, nieużywanych mebli i wielki stos butelek z wodą mineralną, ale wszystko to uprzątnięto, pozostawiając wyłącznie łóżko.

I mnie.

Starzec znalazł już właściwą stronę w księdze i wczytywał się w nią ze zmarszczonym czołem. Nadal na mnie nie patrzył, ale drganie jego policzka sugerowało napięcie. Zniecierpliwienie.

Ja też się niecierpliwiłam. Oczekiwanie mnie drażniło. Wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej nocy. I prawdę mówiąc, chciałam, by sprawa wreszcie się rozegrała. Tkwiłam w tej cuchnącej wilgocią piwnicy już tak długo, że miałam serdecznie dość. Zimna, niewygodnej pozycji, cierpienia.

Zacisnęłam wargi, odrywając na chwilę wzrok od starca i po raz kolejny spoglądając na własne kończyny. Na rozłożone szeroko ręce, pokryte na całej ich długości ciemnofioletowymi pręgami sińców. W kilku miejscach skóra pękła, odsłaniając jaskrawą czerwień, ale w ciągu godzin spędzonych w tym miejscu krew zastygła w wywołujące swędzenie strupy. Nie miałam szans się podrapać, nie mogłam sobie ulżyć w żaden sposób.

Moje nogi wyglądały podobnie. Nie zostały związane, co było nie lada ulgą, ale w nich też czułam nieprzyjemne pulsowanie.

Spomiędzy spękanych, spierzchniętych ust wydobywał mi się chrapliwy oddech. Obolałe płuca z trudem unosiły klatkę piersiową, serce ledwie dawało radę pompować krew. Walka, którą toczyłam od kilku dni, pozostawiła mój organizm w stanie skrajnego wyczerpania, na krawędzi. Niewiele brakowało, by się po prostu poddał, czułam to. Cierpienie fizyczne rezonowało we mnie bezustannie, kości i stawy były ociężałe, jakby wypełnione stygnącym ołowiem. Nie miałam już energii w mięśniach, a ta w moim umyśle również była na wykończeniu. Wciąż zostało jej sporo, zwłaszcza w porównaniu z przeciętnym człowiekiem, ale jednak… czy wystarczy?

Nim przyszedł starzec, z mojego gardła wyrwało się kilka westchnień i zduszonych jęków, niosących nieco ulgi, ale teraz musiałam je powstrzymać. Nie mogłam pokazać mu, jak fatalnie się czuję. Nie mogłam okazać słabości, tak samo jak on nie zamierzał okazywać własnej. To miał być pojedynek woli, nawet jeśli mój przeciwnik stał w tej chwili na lepszej pozycji.

– Zamierzasz zacząć? – warknęłam wreszcie, a mój głos zabrzmiał chrapliwie i nieprzyjemnie.

Starzec zesztywniał, widziałam, jak jego palce zacisnęły się mocniej na księdze, ale nie podniósł głowy. Zazgrzytałam zębami.

– Boisz się, że nie dasz rady? Słusznie. Oboje wiemy, że jesteś wyłącznie pozostałością minionej epoki. Głupim, aroganckim fanatykiem, którzy zamierza wykorzystać mnie do zdobycia renomy i władzy. Ale nie ma w tobie dość sił, nie ma w tobie dość pewności, by doprowadzić sprawę do końca. Widzę, że się boisz, przecież to dlatego nie chcesz na mnie spojrzeć.

Przełknął głośno ślinę, a ja się zaśmiałam:

– Jesteś głupcem, starcze. Widzę strach w twojej pozie, w tym, jak trzymasz księgę. Zawiera mnóstwo słów i instrukcji, których nie rozumiesz, których nigdy nie zdołasz zrozumieć. Porywasz się z motyką na słońce. Odejdź teraz, a nie stracisz życia.

Przymknął powieki i przez chwilę panowała cisza. A potem obrócił twarz ku mnie i zobaczyłam w jego oczach biały płomień. Rozświetlone spojrzenie smagnęło moje wymęczone ciało, poczułam falę bólu, rozchodzącą się we wszystkie strony i wypychającą powietrze z płuc. Z trudem powstrzymałam wrzask, ale starzec dostrzegł moją reakcję. Kącik jego ust drgnął z satysfakcją.

– Jestem silniejszy, niż sądzisz.

– Nie dość silny!

– Przekonamy się, prawda?

Znowu spojrzał na pożółkłe stronice, a ja odetchnęłam, gdy ból zadawany przez jego wzrok zmalał. Nie znikł jednak zupełnie, co potwierdziło, że mężczyzna rzeczywiście jest potężniejszy, niż się spodziewałam.

Moja nadzieja zmalała. Nie znaczyło to jednak, że zamierzam się poddać. Nie miałam nic do stracenia.

– Więc spróbuj – syknęłam i uśmiechnęłam się szeroko, oblizując wargi.

Mój głos zadźwięczał donośnie, zawibrował i odbił się od ścian, a mężczyzna w czerni pobladł, zerkając ku mnie z lękiem. O tak, ja też byłam silniejsza, niż sądził. Nawet teraz, nawet po tylu dniach walki, po tylu godzinach spędzonych tu, na dole. Nawet udręczona i obolała stanowiłam wyzwanie.

– Głupcze! Zginiesz w męczarniach, a wraz z tobą wszyscy, których znasz, wszyscy, których cenisz! Będziesz zmuszony przyglądać się ich cierpieniu, będziesz widział, jak wiją się z bólu, jak krew płynie z ich ust, nosów, oczu, jak robactwo pożera ich od środka, jak wygryza po kawałku ciała! I nikt nie będzie w stanie tego powstrzymać!

Wrzeszczałam coraz głośniej i widziałam, że moje groźby przynoszą efekt. Starzec poszarzał z przerażenia, cofnął się w stronę drzwi, ręka trzymająca księgę zadygotała. Światło w jego oczach zgasło i teraz patrzył na mnie ze strachem i niepewnością. A ja nie przestawałam. Lżyłam, przeklinałam i groziłam we wszystkich znanych mi językach. Sięgałam po ton i tembr, jakich jeszcze nigdy nie używałam, ale którymi dysponowałam z racji tego, kim byłam. Padały coraz gorsze słowa, coraz brudniejsze, coraz brutalniejsze. Najpaskudniejsze określenia, jakie kiedykolwiek wymyślili ludzie, a także takie, których nigdy dotąd nie słyszano. Mój głos ociekał jadem i nienawiścią, a powietrze w piwnicy zapulsowało od klątw. Wiedziałam, że teraz to moje oczy lśnią blaskiem, choć zdecydowanie ciemniejszym, niż jego. Groźniejszym.

Dłoń starca uniosła się do serca, szeroko otwartymi ustami łapał powietrze, rozpaczliwie i w panice. Jego kolana zadygotały.

Byłam tak blisko. I wtedy do piwnicy wbiegł kolejny mężczyzna. Niski, o małych, ciemnych oczach i przerzedzonych czarnych włosach, przywodził na myśl skojarzenie ze szczurem. Wpadł przez próg, wyszarpnął z kieszeni metalową piersiówkę i prysnął na mnie cuchnącą cieczą. Wrzasnęłam przeszywająco, w miejscach, gdzie ugodziły żrące krople, zalśniła krew. Skręciłam się z bólu, a mój monolog i kontakt wzrokowy z oprawcą się urwały.

Gwałtowny wdech starca powiedział mi, że zdołał się otrząsnąć. Chciałam spojrzeć na niego raz jeszcze, ale kolejna garść mikstury opadła na moją twarz, więc znowu zawyłam, zagłuszając szelest przewracanych w pośpiechu stron.

Dyszałam ciężko, leżąc z zamkniętymi oczami i usiłując się pozbierać. Długo trwało, zanim udało mi się unieść głowę. Zobaczyłam starca opierającego się ramieniem o ścianę. Jego oddech był chrapliwy, a wzrok ponownie wbity w stary wolumin. Wczytywał się w formuły wypisane w języku, który znało już niewiele osób. Wpijał się w nie z taką miną, jakby od tego zależało jego życie.

Za to jego szczurowaty współpracownik, który zamarł ledwie dwa kroki od łóżka, praktycznie pożerał mnie wzrokiem. W jego oczach lśniła mieszanka obrzydzenia, fascynacji i ambicji, która powiedziała mi o tym osobniku dość, bym raz jeszcze poczuła przypływ nadziei.

– Wiem czego chcesz – wymruczałam, a on machnął ręką, posyłając ku mnie kilka kolejnych kropel. Wygięłam się z bólu, a spod oplatających moje nadgarstki więzów, zgodnie z moimi przewidywaniami, popłynęły strumyki czerwieni. Mimo to zdołałam zapanować nad sobą dość szybko i znowu spojrzałam na szczurowatego.

– Wiem, dlaczego tu jesteś. Mogę ci to dać.

Jego ręka zadygotała, ale tym razem nie oblał mnie płynem. Oblizałam wargi.

– Potrafię spełnić twoje marzenia. Nauczę cię więcej, niż on kiedykolwiek będzie wiedział. Możesz być kimś wielkim, kimś poważanym. Widzę, że tego pragniesz. I widzę w tobie potencjał. Masz siłę, ukrytą, uśpioną potęgę, którą ja potrafiłabym wyzwolić. Fascynujesz mnie. Jeszcze nie widziałam kogoś takiego, tak unikatowego. Pozwól mi obudzić twoje zdolności. Pozwól mi wydobyć moc, która w tobie drzemie. Tylko ja zdołam to zrobić.

Moja myśl wpełzła do jego umysłu i oplotła go, niczym cierniste pnącze. Chwyciłam wolę mężczyzny z całej siły i zaczęłam ją kształtować.

W tym czasie starzec zdołał nad sobą zapanować. Odetchnął kilka razy i stanął na wprost mnie. Wreszcie zaczął odczytywać na głos formuły zapisane przed wiekami. Jego oczy pojaśniały, sylwetkę otoczyła aura, która powiększała się z każdym słowem. Gdy dotarła do moich stóp, szarpnęłam się, czując palący ból.

Zmusiłam się, by skoncentrować się na szczurowatym, zignorowałam nawet trzeciego mężczyznę, który przystanął w progu pomieszczenia. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale pochylona głowa, zgarbiona sylwetka i przerażenie wyzierające z głębi zaczerwienionych oczu sprawiały, że zdawał się najsłabszy z tych trzech.

– Pozwól mi spełnić twoje marzenia – wyszeptałam. – Pozwól mi podarować ci moc. Przerwij rytuał.

Aura starca rosła i rosła, a ja czułam, jak moje nogi płoną. Palące światło padło już na stopy i piszczele, sięgało kolan. Z miejsc, których dotykało, unosił się żółtawy dym, w pomieszczeniu rozszedł się smród siarki.

– Przerwij rytuał. Powstrzymaj go.

Czułam, jak płonie coraz więcej mnie. Starzec był bezlitosny, a ja panowałam nad sobą z coraz większym trudem. Uderzyłam silnie myślą w szczurowatego, dłoń trzymająca piersiówkę opadła bezwładnie.

– Powstrzymaj go…

Sięgnął za połę marynarki i wydobył stamtąd cienki sztylet. Następnie obrócił się do swojego mentora i ruszył ku niemu wolnym krokiem.

Starzec zamilkł, światło przestało pełznąć w górę mojego ciała. A potem cofnęło się gwałtownie, gdy uczeń rzucił się na nauczyciela, celując ostrzem w jego szyję.

– Głupcze! – krzyknął mężczyzna w czerni, odtrącając uzbrojoną rękę. Nóż rozciął jego policzek, ale potem wylądował z brzękiem na posadzce. Dłonie o długich palcach zwarły się na szyi starca, ale ten tylko uniósł przeciwnika za klapy marynarki i trzasnął nim o ścianę. Szczurowaty osunął się na podłogę, pozostawiając na murze smugę krwi.

– Michał! – wrzasnęłam do trzeciego z mężczyzn. Drgnął i spojrzał na mnie przez łzy. – Błagam, powstrzymaj go! Nie pozwól mu, nie pozwól!

Stary człowiek wyprostował się i obrócił ku mnie z gniewem. Podjął recytację, a moje nogi zapłonęły bólem.

– Michał, proszę cię! – wyłam, skręcając się, bo z każdą chwilą było coraz gorzej. – Nie pozwól na to! Nie!

Jasność spowiła mnie całą. Po moich rękach płynęły rzeki krwi, nogi splatały się i wyginały nienaturalnie. Michał krzyknął ze strachu, widząc, jak stawy odginają się w niewłaściwe strony, jak moje kończyny splątują się w bolesny, fizycznie niemożliwy supeł. Piwnicę wypełniał zwierzęcy skowyt bólu, gdy słowa starca odłupywały po fragmencie mojego jestestwa, a ja płonęłam cała pod jego spojrzeniem. Był bezlitosny, bezduszny. Zabijał mnie.

*****

3.

Nie spodziewała się powrotu do świata żywych. Pogodziła się ze śmiercią i niekończącą się udręką, czekającą na nią potem. Dokładnie tego oczekiwała, dokładnie na to przystała.

A jednak rzeczywistość powróciła, uderzając w nią z siłą lokomotywy.

Zaczerpnęła gwałtownie potężny haust powietrza i jęknęła głośno, czując ból całego ciała. Łzy pociekły po jej policzkach, gardło miała wysuszone, usta spierzchnięte. Poruszyła wargami, a wówczas wlała się między nie odrobina chłodnej wody. Zakrztusiła się, ale tylko na chwilę, zaraz potem otworzyła usta, prosząc bezgłośnie o więcej.

Ktoś napoił ją ostrożnie, unosząc lekko głowę, by łatwiej było jej przełknąć. Odetchnęła i uchyliła powieki.

Zobaczyła nad sobą Michała. Wpatrywał się w nią ze strachem i miłością, na widok których raz jeszcze się rozpłakała.

– Spokojnie, kochanie, leż spokojnie – wyszeptał, gładząc ją po włosach. – Jesteś wyczerpana, ale będzie dobrze.

– Dobrze – wychrypiała z trudem. Wbrew jego prośbie podniosła się na łokciach, a potem usiadła. Wszystko ją bolało, a gdy spojrzała na swoje ręce, zaszlochała mimowolnie. Ciemnofioletowe sińce znaczące je na całej długości wyglądały przerażająco. Otarcia i rozcięcia na nadgarstkach również. A ona czuła, że najgorsze spustoszenie miało miejsce gdzieś głębiej, wewnątrz jej ciała, ale również w jej duszy.

Zadrżała i pochyliła głowę, usiłując przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Chciała ustalić, dlaczego się obudziła, przecież nie powinna była…

Powróciła do niej noc, kiedy pogotowie zabrało Michała i ich córeczkę do szpitala. Chciał, by pojechali tam wszyscy troje, ale ona była wtedy w szoku, niezdolna do czegokolwiek, a czas naglił. Więc zostawił ją samą w pokoiku dziecinnym, pogrążoną w rozpaczy, powtarzającą modlitwy, których nikt nie słuchał.

Nie wiedziała, kiedy zmienił się adresat jej próśb. W pewnym momencie przestała błagać o litość Boga, zwróciła się do Jego przeciwieństwa i zaczęła oferować własne życie i duszę w zamian za zdrowie córki.

Po nieskończenie długim czasie jej prośby zostały wysłuchane.

*****

4.

Zamrugała i wyprostowała się powracając do chwili obecnej. Przez odmęty niepamięci napłynął ku niej obraz starego mężczyzny w czerni. Ból, który zadał, wciąż w niej tkwił, chociaż w tamtej chwili to nie ona sprawowała kontrolę nad swoim ciałem. Ofiarowała ją komuś innemu, zrezygnowała z niej definitywnie. Ale teraz znowu tu była. Oznaczało to, że rytuał, który miał przeprowadzić starzec, powiódł się, a to znaczy…

– Co ty zrobiłeś? – wydyszała, spoglądając na Michała oczami pełnymi łez. – Dlaczego? Dlaczego na to pozwoliłeś?

– Kochanie, oddychaj spokojnie. Wszystko będzie dobrze.

– Nie! Co ty zrobiłeś?

– Uspokój się, proszę. Pomogliśmy ci.

– Nie!

– Nie wiesz, co się działo! – zawołał, unosząc ręce, wyraźnie przestraszony jej reakcją. – Nie masz pojęcia co… Prawie zabiłaś człowieka! Wygadywałaś takie rzeczy… Byłaś opętana przez diabła!

– Czemu ją powstrzymałeś?!

Poderwała się na nogi, zatoczyła i upadła na kolana. Michał patrzył na nią ze strachem i wiedziała, że ma wątpliwości, czy rytuał przyniósł efekt.

– Proszę cię…

Wstała z trudem, a potem obróciła się na pięcie i wypadła z sypialni.

– Obudzisz ją! – krzyknął, biegnąc za żoną, ale ona wiedziała, że to bez znaczenia. Wpadła do pokoju córki, zajrzała do łóżeczka. I zawyła.

Michał szarpnął ją za ramię, usiłując odciągnąć na bok.

– Opanuj się!

– Ona umarła!

– Odratowali ją! – zawołał, próbując wyciągnąć ją z pokoju. – Lekarze ją uratowali i…

– Nie! Nie lekarze, ja ją uratowałam! Ona ją uratowała!

– Ona? – Zamarł. – Kto?

– Przeszkodziłeś jej – wydyszała i wybuchła płaczem, osuwając się na kolana. – Przeszkodziłeś jej i nie pozwoliłeś mi zapłacić.

– Uspokój się.

– Obiecałam jej swoją duszę! Obiecałam, że będzie mogła ją zabrać, jeśli ocali moją córkę! A ty ją przepędziłeś! I przez ciebie nasza córka nie żyje…

Rozszlochała się, wiedząc, że nie ma już żadnej nadziei. Michał spoglądał na nią w osłupieniu, a potem obrócił się powoli w stronę łóżeczka.

– Nie… – wyszeptał, pochylając się i biorąc niemowlę w ręce. – Nieprawda…

Głośny płacz zagłuszył jego dalsze słowa. Mężczyzna przyklęknął na podłodze obok żony, wpatrując się z przerażeniem w nieruchome dziecko. Następnie ułożył dziewczynkę między nimi i zamarł na długą chwilę.

Twarz niemowlęcia była sina.

– Nieprawda…

Drobna klatka piersiowa pozostała nieruchoma.

© Klaudia Zacharska

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Ania

    Ależ bym chętnie przeczytała kontynuację tej historii 🔥 to było naprawdę mocne,ciary na plecach

    1. Dziękuję za czas poświęcony na lekturę i cieszę się, że dobrze się czytało. Postaram się, aby za jakiś czas na stronie pojawiło się nowe opowiadanie 😉

Dodaj komentarz